Ciemność otaczająca mnie ze wszystkich stron, cichy dźwięk trzaskającego ognia i delikatny wiatr niosący zapach lasu, po chwili dostrzegam słaby, pomarańczowy blask, odwracam się i widzę ją. Szczupła, czarnowłosa dziewczyna stoi na stosie, jakiś mężczyzna z pochodnią podchodzi i podkłada ogień. Płomienie wznoszą się coraz wyżej, sięgają stóp dziewczyny, ale ona nie płacze, nie krzyczy. Patrzy prosto na mnie. W jej dużych, zielonych oczach nie widać strachu. Płomienie docierają do jej białej sukni, a po chwili obejmują całe ciało.
Tak wyglądają wszystkie moje sny od kilku miesięcy. Nikomu o tym nie mówiłam. Boję się, że wezmą mnie za wariatkę. Ale ja czuję, że te sny nie nawiedzają mnie bez przyczyny, że muszę jakoś pomóc tej dziewczynie. Tylko jak mam to zrobić? Chciałabym ją uratować, zgasić ogień, ale nie mogę się ruszyć. Mogę tylko bezczynnie stać i patrzeć jak umiera.
A może ja naprawdę oszalałam? Przecież to tylko sen, głupi sen. Wytwór mojej wyobraźni. Każdej kolejnej nocy boję się zasnąć, bo wiem, że znowu zobaczę czarnowłosą dziewczynę i sama poczuję ból gdy płomienie dotkną jej ciała. Wiem, że to dziwne, ale czuję się w jakiś sposób z nią związana. Tak jakbym znała ją całe życie...
___________________________________________________
Witajcie na moim nowym blogu, mam nadzieję że wam się spodoba :) Proszę o szczere komentarze. Nowe rozdziały będą się pojawiać co tydzień :D